-->

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 3

------------------------------------------------------------------------------
     Na karteczce napisane było ‘czy to ty wpadłaś na mnie na lotnisku?’. Bez zawahania odpisałam  ‘tak, przepraszam’. On czytając to uśmiechnął się sam do siebie. Zbliżył się do mnie i szepnął ‘James, a ty ?’, odpowiedziałam  ‘Megan. Miło mi’. Dzwonek zadzwonił, a James wstał, mrugnął do mnie i wyszedł z sali. Byłam zdziwiona, że takie „ciacho” wybrało właśnie mnie. Spakowałam długopis do piórnika i wyszłam z klasy. Udałam się przeczytać nasz plan lekcji. Nagle ktoś do mnie podszedł.
- Witaj. Idziesz sprawdzić plan lekcji? - uśmiechnął się zawadiacko.
- Hej, owszem. Jestem aż tak przewidywalna? – zaśmiałam się.
- Ledwo się znamy, a tak wspaniale się dogadujemy, zechciałabyś na obiedzie usiąść obok mnie?
- Z chęcią - przygryzłam wargę.
- Następną lekcję mamy w sali G8, chemia. Chodzimy do tej samej klasy, IIC - puścił mi oko i podbiegł do grupki swoich znajomych.’ Odpowiedział na wszystkie moje pytania, które zadałam SAMA SOBIE dziś rano… Czy to możliwe?’- pomyślałam zdziwiona.’ Pewnie jestem zbytnio przewidywalna’- burknęłam i poszłam wziąć książki od chemii.
Reszta lekcji minęło mi dosyć szybko, może dlatego, że nie mogłam się doczekać przerwy obiadowej. W końcu wreszcie zadzwonił dzwonek ogłaszający obiad. Spytałam koleżanki siedzącej obok gdzie jest stołówka, ale ona też nie wiedziała albo raczej nie chciała mi powiedzieć. Wyszłam z klasy i udałam się przed siebie.
- Megan, zaczekaj! - usłyszałam głos za sobą.
- Zaprowadzisz mnie na stołówkę?- palnęłam.
- Jeżeli tego chcesz…- zamyślił się. - To niedaleko.
Weszliśmy do dużego pomieszczenia, które miało się nazywać stołówką.
- Chodź, usiądziemy tam - wskazał palcem jedyny wolny stół.
- No ok – burknęłam.
Usiedliśmy obok siebie, oboje uśmiechnięci.
- Przynieść ci coś? - spytał uroczo.
- No raczej, to jest obiad - zaśmiałam się
James wstał i poszedł po jakieś jedzenie. Rozejrzałam się, wszędzie siedzieli ludzie, przeważnie pogrupowani. Od informatyków w okularach, po różowe divy. Nie zabrakło również miłośników zwierząt w t-shirtach z napisem ‘I love animals’, maniaków i puszczalskich w mega krótkich spódniczkach, wymalowanych, z ogromnym dekoltem. Ach ta młodzież. Moje cudowne przemyślenia przerwał James, przynosząc mi sałatkę.
- Skąd wiedziałeś, że lubię sałatki? - uśmiechnęłam się promiennie.
- Hmmm… każda dziewczyna je lubi, nie uważasz? - odpowiedział po krótkiej chwili.
- Może…
Zabraliśmy się do jedzenia. A raczej ja się zabrałam, bo James tylko siedział i patrzył na mnie. Lekko mnie to irytowało, ale cóż… podobał mi się.
- Pójdziemy po zjedzeniu na dwór? – spytał ze słodkim uśmiechem na twarzy.
- Możemy - przełknęłam kawałek sałaty.
Chwilę później wyszliśmy ze stołówki. Rozmawialiśmy o wszystkim - o życiu, o śmiesznych zdarzeniach, o szkole. Zatrzymaliśmy się przed klasą. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Mogłabym utonąć w tej zieleni. I ten jego uśmiech… Najwidoczniej zauważył, że jestem w siódmym niebie, ponieważ  ujął delikatnie moją rękę. Zaczerwieniłam się i spojrzałam w podłogę. James podniósł mój podbródek abym na niego spojrzała.
- Uśmiechnij się mała - szepnął mi na ucho. Momentalnie zadzwonił dzwonek na lekcje. Uśmiechnęliśmy się i weszliśmy do klasy. Dwie ostatnie lekcje minęły nam bardzo szybko. O piętnastej byłam już przed szkołą. James stał i czekał na mnie pod drzewem. Gdy tylko mnie zobaczył od razu się rozpromienił.
- Podwieźć się do domu? - spytał szczęśliwy.
- Jeżeli to nie będzie problem… - szepnęłam.
- Ależ skąd!
Wsiedliśmy do czarnego Infiniti. James oczywiście prowadził.
- Ile masz lat? – spytałam.
- 19 - odrzucił bez namysłu.
Dalszą drogę milczeliśmy. Nie wiem czy to wina zawstydzenia, czy też braku tematu.  Po dłuższej chwili zaczął:
- Gdzie mieszkasz?
- Baker Street 45B - odpowiedziałam.
Podjechaliśmy pod dom. Podsunęłam się do niego i pocałowałam go w policzek mówiąc „dziękuję”. Wysiadłam i ruszyłam w stronę domu. Czarne Infiniti odjechało. Pod drzwiami w środku czekał na mnie… Fred.
- Witaj kochaniee, jak ci minął dzień? – pisnął dzieciak.
- Zajebiście, a tobie? Nauczyłeś się już alfabetu? - odparowałam z ironią.
- Alfabetu to już dawno! Dziś robiliśmy mnożenie do 100.
Fredziuś był po prostu żałosny. Miałam go serdecznie dość. Torbę converse rzuciłam w kąt pokoju i położyłam się plackiem na łóżku.
- Mogę się przyłączyć? - mruknął Fred wchodząc do środka.
-WYNOCHA! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką.
Zostawił mnie. Nareszcie. Byłam strasznie zmęczona dzisiejszym dniem, tyle się działo. Nowo poznany chłopak tak namieszał mi w życiu. Po raz pierwszy czułam się bezradna. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Kilka dni później  pojawiłam się w szkole spóźniona, o 8:30. Nie poszłam na pierwszą lekcję, i tak miałam przechlapane. Na przerwie James rzucił mi promienny uśmiech.
- Meg! Gdzie byłaś? Ledwo co nie zasnąłem na fizyce – zaśmiał się.
- Spóźniłam się, zaspałam - zachichotałam. James objął mnie ramieniem i oboje poszliśmy przed siebie.
- Ślicznie dziś wyglądasz - szepnął mi na ucho. - Ach te twoje nogi… mmm - zaśmiał się.
- Ej James! Podrywasz mnie? Myślałam, że się przyjaźnimy - udawałam obojętność, ale tak naprawdę ciekawiła mnie jego odpowiedź.
- Przyjaźnimy się, ale to nie zmienia faktu, że mi się podobasz. Jesteś taka piękna… - szepnął i zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jakiegoś pokoju.
- Co powiedziałeś? Podobam ci się? - przygryzłam dolną wargę i spojrzałam mu w oczy. - Bo.. ty mi też.
Jego zielone patrzałki zabłyszczały. Złapał mnie za rękę i wciągnął do tego pomieszczania. Byliśmy w schowku. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Miał przecudny uśmiech. Złapał mnie w tali i delikatnie przyparł do ściany. Patrzyliśmy sobie w oczy. Pocałował mnie delikatnie, ale równie czule w usta. Znów spojrzał mi w oczy, chcąc zobaczyć moją reakcję. Przygryzłam wargę, a on zrozumiał, że dostał pozwolenie. Pocałował mnie znowu, ale tym razem namiętniej. Schodząc niżej zaczął całować mnie po szyi. Mruknęłam. Objęłam rękami jego ramiona. Całowaliśmy się coraz namiętniej, zrzucając przy tym rzeczy z półek. Odwzajemniałam jego pocałunki, było cudownie.
Oboje byliśmy podnieceni, ale szczęśliwi. James zaczął zdejmować mi bluzkę. Wtedy się przestraszyłam. Nie mogłam do tego dopuścić, znamy się dopiero kilka dni! Bez namysłu przestałam go całować.
- Nie mogę - szepnęłam zdyszana, ale on nadal całował mnie po szyi. - James.. Ja nie chcę!
- Muszę się opamiętać - powiedział momentalnie wypuszczając mnie z objęć. - Przepraszam… Ale czuje się jakbym znał Cię całe życie…
- Ja też tak czuje. Kocham Cię - ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go słodko w usta.
- Nie powinienem, przepraszam. Wybacz mi – szepnął oschle po czym wyszedł ze schowka.
Tego dnia więcej go już nie zobaczyłam. Nie było go na ostatnich lekcjach, na obiedzie, ani na dworze.
Załamałam się. Co źle zrobiłam? Było cudownie. Czemu on nie może tego zrozumieć? Wróciłam do domu smutna i zamyślona. Freda nie było, został na zajęciach dodatkowych. Głupi kujon. Zjadłam kolację patrząc w przestrzeń. Nic nie mówiłam. Położyłam się w swoim łóżku i jakąkolwiek książkę chciałam przeczytać, każda była o miłości. Doprowadzało mnie to do szału. Zamknęłam oczy usiłując zasnąć. W końcu mi się udało.
Mijały minuty, godziny, dni. James się nie odzywał, nie było go w szkole ani tego dnia, ani następnego. Co się stało? Byłam zrozpaczona. Na którejś przerwie postanowiłam do niego zadzwonić. Pierwszy sygnał.. drugi… trzeci, nic. Rozłączyłam się. Niczego nie rozumiałam. To moja wina? Przecież do niczego nie doszło…
Dwa dni później wreszcie się pojawił. Wykorzystując sytuację podeszłam do niego.
- James! Dlaczego cię nie było? Co się stało? - powiedziałam zdenerwowana
- Nic…- odpowiedział oschle, patrząc na szafkę obok mnie.
- Jak to nic? Widzę, że coś cię trapi. O co chodzi?
- Nadal tego nie rozumiesz? - skrzywił się, a jego oczy się zaszkliły.
- Czego mam nie rozumieć? - zapytałam. Załapał mnie za rękę i wyszliśmy na dwór.
- Kocham cię - powiedział patrząc w niebo
- I to jest ten problem? Ja też cię kocham!- szepnęłam
- Nie możemy… nie chciałem! - zakrył twarz dłońmi.
- O co ci chodzi? Czemu nie możemy?
- Nie chciałem cię skrzywdzić!
Teraz to już niczego nie rozumiałam. Skrzywdzić? Jak może miłością mnie skrzywdzić? Ja naprawdę go pokochałam…
- Nie skrzywdziłeś mnie! Kocham Cię!
- Nie zrozumiesz tego - zamknął oczy i na chwilę jakby się zawiesił. Wyglądał jak rzeźba, nawet nie oddychał. Po chwili otworzył oczy, a one były mocniej zielone niż zawsze, można nawet powiedzieć, że błyszczały.
- James…? Jesteś tam? - zdziwiłam się i dotknęłam jego ramienia.
- Jest ok. Przepraszam za tą scenę, zapomnij, dobrze kochanie? - mówiąc to pocałował mnie w usta. To było takie… prawdziwe.
- Mhmm… dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej zdziwiona. - Dobrze kochanie.
Do końca dnia było już normalnie, byliśmy radośni, trzymaliśmy się za ręce. Jednej rzeczy jednak nadal
nie rozumiałam…
-------------------------------------------
~ Trzeci rozdział zrobiony :) Co uważacie? Mówcie szczerze, to poprawię:) Czekam na komentarze! 

5 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa co jest nie tak z tym chłopakiem xD Dziwnie się zachowuje :D
    U mnie nowy rozdział ;)
    http://the-other-side-of-truth-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście to go wielbię... Zapraszam do mnie
    idontbelongherebvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No jak to co... Wampir !!! Cos ty Zmierzchu nie ogladla: nowa dziewczyna w klasie, jedyne miejsce akurat kolo tego ,,jej'' chlopca i to ze go nie bylo przez kilka dni w szkole
    Ale strasznie mi sie podoba. Wiem co ona czuje (odnosnie tych ksiazek) ja tez tak mam to jest straszne- chcesz zapomnic o chlopaku, a wszystko wokol o milosci ksiazki, piosenki, filmy...

    OdpowiedzUsuń