-->

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 8

------------------------------------------------------------------------------------------------
podkład do tekstu: http://www.youtube.com/watch?v=owlceGIEtt8
------------------------------------------------------------------------------------------------

Obudziły mnie okropne hałasy wydobywające się z pokoju, w którym spał Jason. Uchyliłam drzwi usiłując zobaczyć co się dzieje.  Ha… oczywiście. Blondyn oglądał mecz.
-Wstałaś? – powiedział nie odwracając głowy od telewizora- Nareszcie- zerwał się z kanapy i mnie przytulił.
-Czy mógłbyś mnie już puścić ? – powiedziałam uśmiechając się z zaciśniętymi zębami.  Jason wypuścił mnie z objęć i znów klapnął na kanapę.
-Ubierz się- rzucił oglądając mecz FC Barcelona vs. Real Madrid- Gol!!-wrzasnął po chwili. Złapałam się za głowę. Szczerze? Bolały mnie już uszy.
-Przecież jestem ubrana…?- wywróciłam oczami zaglądając do szafy- hmm… a może być sukienka?-spytałam.
-Jasne.
Wrzuciłam na siebie beżową kieckę i czarne baleriny. Jasonowi posłałam serdeczny, aczkolwiek udawany uśmiech. Od początku dnia starałam się być jak najmilsza by uśpić jego czujność. 
-Ślicznie wyglądasz- nadal patrzył w telewizor- chodźmy już.
Jego wypowiedź nie miała sensu. Powiedział że wyglądam „ślicznie”, nawet na mnie nie patrząc…. Wzięłam go pod ramię i zeszliśmy na śniadanie. Był szwedzki stół więc tylko wzięłam jabłko i wodę, a do torebki spakowałam kanapkę z serem. Ku mojemu zdziwieniu Jason nałożył sobie cały talerz jajecznicy.
-I ty to zjesz? Serio?- wybuchłam niekontrolowanym śmiechem- przepraszam- zasłoniłam usta dłonią, maskując szeroki uśmiech. Blondyn puścił mi porozumiewawcze spojrzenie i usiedliśmy przy stoliku dwuosobowym. Przegryzając jabłko uważnie przyglądałam się jak Jason pochłania czubaty talerz jajek. Chociaż mnie to śmieszyło, starałam się nie uśmiechać.  W końcu gdy nałożył sobie trzecią porcję, bez słowa wybiegłam na korytarz i wybuchłam śmiechem. Zaczął boleć mnie brzuch, lecz nadal nie mogłam się opanować.  Po jakimś czasie uspokoiłam się i gdy byłam gotowa wrócić do restauracji zobaczyłam jak medyk, którego poznałam wczoraj idzie w moją stronę. Z uniesionymi brwiami przyglądałam się jego poczynaniom, ale po chwili podszedł do mnie.
-Megan…- zaczął- uciekaj!
-Czekaj… o co chodzi??- rozejrzałam się czy nikt nas nie słyszy- o co chodzi?- powtórnie spytałam po chwili.
-Jason… on… UCIEKAJ!- nerwowo szepnął,  po czym wymijając mnie,  żwawym krokiem ruszył przed siebie.
-Zaczekaj!- krzyknęłam za nim lecz mój głos rozmył się w przestrzeni hotelowego holu. Zupełnie nie rozumiałam o co mogło mu chodzić… Zamyślona wróciłam do Jasona. Siedział patrząc przez okno, kurczowo zaciskając pięść. Widząc mnie, momentalnie zerwał się z krzesła i cały czas idąc w stronę wyjścia z restauracji złapał mnie za ramię.
-Musimy wyjeżdżać.- poinformował mnie i zaciskając dłoń na mojej ręce pociągnął za sobą.
-Jason! Auć…- mówiłam- to boli!- Blondyn najwidoczniej nic sobie z tego nie robiąc otworzył przede mną drzwi do samochodu- Wsiadaj- powiedział oschle i popchnął mnie do środka- zaraz wrócę- widziałam jak wchodził do hotelu. Po jakimś czasie wyszedł z walizkami, żegnając się z obsługą. Wpakował walizki do auta i zajął miejsce kierowcy.
-Jason…- zaczęłam cicho- o co chodzi?
- Musimy wyjechać. Dostałem informację, że ktoś próbował ci pomóc- z jego mimiki twarzy wyczytałam gorycz- niejaki Bernie Jusha – wyjrzał przez okno- Już ja się z nim rozprawię!- dodał i wcisnął pedał gazu. Usłyszałam świst, i zniknęliśmy za zakrętem. Niczego nie rozumiałam. Sprawa stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Musiałam coś zrobić, Jason nie mógł skrzywdzić tego biedaka!
-Jak zamierzasz znaleźć Berniego?- powiedziałam po chwili, próbując zdobyć jak najwięcej informacji.
 -Dla mnie to nie będzie trudne- wyjął telefon z kieszeni, wykręcił numer i przyłożył go do ucha.  Słyszałam tylko wypowiedzi Jasona.
-Witaj-mówił- mam do ciebie sprawę, zlokalizuj miejsce aktualnego położenia Berniego Jushy- Aha.. Aha… dziękuje- rozłączył się i mocniej docisnął pedał gazu. Z daleka ujrzałam mały domek, samotnie stojący w głębi lasu. Obok niego było jezioro, i z daleka było widać góry. Blondyn gwałtownie zahamował i zatrzymał się 200 metrów przed lokum. 
-Nie wychodź z samochodu i siedź cicho- szepnął oschle i wysiadł z auta. Na początku szedł pewnym krokiem, ale później począł się skradać. Z marynarki wyjął mały pistolet i zniknął w gęstwinie lasu.  Moja ciekawość wzięła górę. Po cichu wysiadłam z pojazdu i ruszyłam szlakiem Jasona.  Starałam się nie nastąpić na jakiś patyk by nie narobić hałasu. Z daleka zobaczyłam jakąś postać. Podbiegłam bliżej i schowałam się za drzewem. Jakiś mężczyzna ścinał drewno na opał. Siekierką zamachiwał się po czym ścierał pot z czoła. Chwila… Za nim pojawił się Jason! Skradając się odbezpieczył broń i … zabił niewinnego Berniego! Usłyszałam strzał, mężczyzna padł na ziemię, a Jason schował broń z powrotem do marynarki. Jęknęłam. Blondyn najwidoczniej słysząc to spojrzał w moją stronę. Skuliłam się siadając pod drzewem. Zatkałam sobie usta, by znów nie popełnić błędu. Niestety… Jason pojawił się po mojej prawej stronie.
-Miałaś nie wychodzić z auta!- warknął – Ale no nic… pomóż mi zakopać ciało- To ostatnie zdanie sprawiło, że po całym moim ciele przeleciał dreszcz.
- No już. Rusz się- pomógł mi wstać z ziemi i pociągnął za sobą- wykop dół a ja przytargam tu zwłoki- walnął wskazując na łopatę stojącą przy oborze.  Nadal nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Teraz bałam się Jasona jeszcze bardziej… Zamordował niewinnego człowieka! On chciał mi tylko pomóc! Posłusznie wzięłam łopatę i zaczęłam kopać duży dół. Po jakiś piętnastu minutach, cała spocona zobaczyłam jak Jason wrzuca zwłoki do rowu.
-Dzięki za pomoc- powiedział ocierając czoło- Zostaniemy tutaj przez jakiś czas. Rozgość się- uśmiechnął się ironicznie, a ja z przerażenia osunęłam się na podłogę. Blondyn zniknął wewnątrz domu. Zostać w chacie  zmarłego człowieka?? Wraz z jego zwłokami?? Przecież to chore! Złapałam się za usta i starałam się złapać równowagę. Do oczu napływały mi łzy. Zaczęło się ściemniać a wizja zostania na dworze, siedząc obok grobu, przyprawiała mnie o przerażenie. Pośpiesznie wbiegłam do domku i zamknęłam za sobą drzwi na klucz pozostawiony przez zmarłego.  Chałupa wewnątrz niczym nie różniła się od zewnętrznej części. Była drewniana, miała cztery pokoje i małe pięterko. Kuchnia, łazienka, pokój jadalny i na antresoli sypialenka.
-Jason! Gdzie jesteś?- krzyknęłam, oczyma szukając blondyna.  
-Tutaj- wyszedł z kuchni niosąc mi kubek gorącej herbaty- proszę- podał mi napój.
-Dzięki…- lekko się uśmiechnęłam.
-Idę się wykąpać- musnął mój policzek i wszedł do toalety. Zostałam sama w nawiedzonym domu. Czułam się bardzo niekomfortowo. Usiadłam na kanapie i włączyłam stary telewizor. Zaczął szumieć i ekran zrobił się cały szary. ‘Super, jak w horrorach’ – pomyślałam i wyłączyłam telepudło. Weszłam na antresolę, pościeliłam łóżko i przebrałam się w piżamę. Wtuliłam się w ciepłą kołdrę i okryłam się kocem. Chwilę później obok mnie położył się Jason.
-Dobranoc skarbie- szepnął całując mnie w usta.
-Dobranoc- odpowiedziałam odwracając głowę.

Za dużo rzeczy zdarzyło się jednego dnia. Obecnie najbardziej chciałam przytulić się do kogoś kto zdoła mnie ochronić, poczuć się bezpieczna. Mogłabym objąć blondyna leżącego obok mnie, a zarazem nie mogłabym. Ciężko to zrozumieć. Zamknęłam senne powieki, aby nie patrzeć w ciemność domku. Bałam się i czułam, że ta noc nie będzie spokojna. 
-------------------------------
~ Nowy rozdział dodaję tak szybko, ponieważ jutro wyjeżdżam i nie wiem kiedy uda mi się za nową notkę zabrać ;// Pewnie jakoś w przyszłym tygodniu spróbuje wstawić:) Jeżeli Was wciągnęło, musicie poczekać :D Ale na razie, co uważacie o tym rozdziale?? Wciągnął Was?? :)) KOMENTUJECIE ♥

5 komentarzy:

  1. Hej, nominowałam Cię do The Versatile Blogger . Więcej informacji u mnie: http://ocenianie-blogow.blogspot.com/p/the.html

    OdpowiedzUsuń